Dzis trudno to sobie wyobrazic,ale ok. 400 lat temu Potosi lezace na wysokosci ponad 4 tys m. npm bylo najbogatszym miastem obu Ameryk. Wszystko dzieki srebru ukrytemu w czelusciach Cerro Rico wznoszacej sie nad miastem, ktora, przez wieki, kosztem okolo 8 milionow istnien ludzkich (zarowno indian jak i niewolnikow sprowadzanych z Afryki) dostarczala gigantycznych ilosci srebra. Dzis, nadal, po prawie 5 wiekach Cerro Rico i inne okoliczne wzgorza utrzymuja przy zyciu 22 tysiece miejscowych gornikow.
Do Potosi przyjechalismy z Sucre w zasadzie tylko w 2 celach - zakupu jakis srebrnych swiecidelek (nie udalo sie) oraz zobaczeniem jak w XXI wieku pracuja boliwijscy gornicy (udalo sie). To drugie doswiadczenie powalilo nas na lopatki i wywarlo gigantyczne wrazenie, ktorego, prawde mowiac, zupelnie sie nie spodziewalismy.
Kopalnie w Cerro Rico mozna zwiedzic z miejscowymi gornikami i jest to dzialalnosc jak najbardziej legalna, oferowana przez miejscowe biura turystyczne jako najwieksza atrakcja Potosi. Po wizycie w kilku sklepikach gorniczej czesci miasta i zakupie 2 lasek dynamitu (po 5zl kazda) oraz sporej ilosci lisci koki (po 2zl za worek) dla pracujacych pod ziemia (zwyczajowo nalezy sie dzielic liscmi z mijanymi pod ziemia gornikami) zwiedza sie ¨fabryki¨ oczyszczania urobku, po czym wchodzi sie w ciemny tunel prowadzacy w glab gory.
Jesli ktos nie potrafi sobie wyobrazic piekla, niech zejdzie pod ziemie w Potosi. W korytarzach czesto polmetrowej wysokosci, czolgajac sie w bardzo malo zdrowych oparach i pyle kruszonej skaly, w i tak juz rozrzedzonym wysokoscia powietrzu rozgrzanym do ponad 40 stopni doczlapalismy po godzinie do mikro komnat wykutych w skale, gdzie pracuja gornicy. Nie mozna sobie wyobrazic ciezszych i bardziej nieludzkich warunkow pracy. Spotkalismy gornika o wygladzie 80-latka pracujacego tak juz 35 lat (co sie tu prawie nie zdarza, bo gornicy umieraja zazwyczaj po 15-20 latach pracy) i mlodych chlopakow pracujacych tu od 2 lat. Wszyscy skrajnie zmordowani praca, bez innej alternatywy na zycie. Straszne..
Nam, mimo dobrego zdrowia i kondycji, ledwo udalo sie wyczolgac na powierzchnie,majac kilka razy watpliwosci, czy da sie nieprzytomnego czlowieka wyciagnac z takich czelusci na swierze powietrze...
Zdecydowanie najmocniejsze przezycie w Boliwii jak do tej pory i jedno z najmocniejszych w naszych wszystkich podrozach.
ps.zdjecia pochodza z przepastnych zasobow sieci www, sredniowieczna rycina takze
poniedziałek, 23 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz