Czas uzupelnic umierajacego bloga nowym turystycznym ¨miesem¨ prosto z boliwijskich bezdrozy..
Odslona 1 - Trynidad
Kolejne leniwe miasto boliwijskiej pampy.. Chociaz ludzi,samochodow i samolotow juz znacznie wiecej niz przez ostatnie kilkaset blotno-piaszczystych kilometrow, to nadal wirus pampy wisi w goracym i wilgotnym powietrzu. W kawiarniach zywcem przeniesionych z zapadlej kubanskiej Hawany siedza calymi godzinami przy lodach i skoku pomaranczowym starsi panowie, o wygladzie zupelnie europejskim. Zapewne przez ostatnie dziesieciolecia zeby zjedli na okolicznych wielkich farmach, zeby teraz, kiedy nic juz nie jest specjalnie wazne, siedziec i patrzec na piekny plac im. generala Ballivara w Trynidadzie. A bialy turysta z Europy przy stoliku obok zastanawia sie, dlaczego trzeba jechac 15 000 km zeby zobaczyc prawdziwy spokoj i prawdziwe lenistwo..
Odslona 2 - Cochabamba
Do Cochabamby dotarlismy z Trinidadu po spektakularnym locie zakonczonym spektakularnym ladowaniem malego, 19-osobowego samolotu Fairchild Metro 23 kompanii Aerocon. Przyjemna pogoda, gigantyczny bazar i piekne zabytki zatrzymaly nas na kolejne 2 dni wypelnione kilometrami wedrowek i lapania miejscowego klimatu.. Koleny etap to nocna jazda do Sucre, urozmaicona 8godzinna burza z piorunami oraz osuwiskami tarasujacymi nasza,lezaca daleko od asfaltu, droge do konstytucyjnej stolicy Boliwii.
Odslona 3 - Sucre
Sucre mialo byc najpiekniejszym miastem Boliwii i zdecydowanie nie zawiodlo oczekiwan. Masa slicznych kamienic, pieknych kosciolow, uroczych uliczek i widokow na otaczajace gory po raz enty zadaly klam opiniom o skrajnej biedocie i niebezpieczenstwach czajacych sie w Boliwii. Sucre bylo skrajnie chilloutowe, przyjemne i estetyczne, zupelnie nie przypominajac stereotypowych zapadlych slamsow z opowiesci o najbiedniejszym kraju Ameryki Poludniowej. Generalnie Boliwia nas ciagle zaskakuje. Majac spore doswiadczenia z jezdzeniu po naprawde biednych miejscach w Azji, ta boliwijska bieda ma dla nas jakis taki calkiem pozytywny, mimo wszystko, obraz, obraz umorusanego dzieciaczka bawiacego sie na chodniku obok pilnujacej go mamy zaopatrzonej nieodlaczny melonik(keczua) lub kapelusz (ajmara, o ile czegos nie pokrecilem). Wszyscy usmiechenieci,pomocni, chetnie nawiazuja rozmowe,nie oszukuja.. piekny narod..
W nastepnym odcinku :
4100 m. npm, Potosi, Cerro Rico, czyli najprawdziwsze pieklo czlowieka pracy.
niedziela, 22 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz