Chrzest bojowy zaliczony...
Jujuy-Cafayate, 340km, 12,6l/100.
Pierwotnie mialem zamiar zgarnac kogos z Salty i jechac do Catchi,jednak argentynska rzeczywistosc zweryfikowala troche plany. Po pierwsze wyjechalem ze 2-3h za pozno, po drugie w Salcie nie bylo zadnych turystow, po trzecie za Salta zaczelo padac i wyciadly mi wycieraczki.. Zdecydowalem sie wiec odpuscic Catchi i pojechac pewniejsza i prostsza droga od razu do Cafayate. Wobec dzialajacej jednej wycieraczki od strony pasazera czesc trasy poprowadzilem w zasadzie siedzac mocno z prawej strony wozu,co by miec jakas iluzje widocznosci. Szczesliwie w najtrudniejszym odcinku trasy bylo sucho i spokojnie doturlalismy sie o 23 do Cafayate.Dzis,po naprawie wycieraczki na naoliwieniu wozu, ruszam w strone Belen upragniona Ruta 40.
ps. zdjecia pochodza z przejazdu przez Paso de Jama i sa autorstwa Moniki F.
wtorek, 8 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz